Nadeszły święta Wielkiej Nocy. Z tej okazji chcę podzielić się z Wami pewnym wspomnieniem z mojego dzieciństwa, które wciąż we mnie żyje - na tyle intensywnie, że przywołuję je w pamięci co roku.
Kiedy byłam małą dziewczynką, tak małą, że nie wiedziałam jeszcze, o co w ogóle w całych tych świętach chodzi, co roku w Niedzielę Wielkanocną odwiedzał nas - mnie i mojego starszego brata - Dziadek. Mieszkaliśmy na wsi, więc czasem ja wyprzedzałam Go, wybiegając na ganek w samej piżamie. Nie przychodził sam. Zawsze dźwigał ze sobą wielki karton wyłożony kawałkami trawy i świeżymi mleczami. Ze środka wyglądały małe króliczki, zabrane z podwórkowych klatek przy naszym domu. Zawsze strzegły jakichś słodkości - kiedy sięgałam ręką do kartonu, trafiałam na czekoladowe pisanki, kolorowe baranki i lizaki. Najpierw wyciągałam jednak małe, puchate króliki, żeby móc przytulić się do nich i cieszyć się z obecności tych pociesznych stworzonek. W końcu nie codziennie mogły przebywać bezkarnie w moim łóżku. Dziadek życzył nam wesołych świąt i odchodził do swoich spraw. Babcia śmiała się, rodzice kiwali głowami, jednak nigdy nie zabraniali nam odprawiać tego corocznego rytuału. Potem wychodziłam z moimi nowymi przyjaciółmi na podwórko i pozwalałam im się cieszyć wolnością, puszczając je wolno na trawę. Obserwowałam, jak kicały wśród kwiatów i zajadałam czekoladowe jajka. To był najpiękniejszy dzień każdej Wiosny.
Od tamtego czasu minęło parę lat, opuściliśmy nasz dom na wsi, ja trochę urosłam - ba! Nie jestem już dziewczynką, tylko kobietą. Zamiast małych królików mam w kartonie książki, niektóre trochę pożółkłe - tak wiele z nich dorastało wraz ze mną... Nie wypada mi cieszyć się z takich głupot, choć całe życie obiecuję, że będę robić takie same niespodzianki swoim własnym pociechom, jeśli będę je posiadać. To wspomnienie wraca do mnie, za każdym razem, kiedy siadam do wielkanocnego stołu z rodziną i obracam w dłoniach malowane własnoręcznie pisanki - symbol nowego życia, nowej drogi, nowych historii. Może to znak, by porzucić to wspomnienie... Nie! Nigdy w życiu. W tym roku jest ono szczególnie żywe, bo to pierwsza Wielkanoc bez Niego...
Bardzo trudno jest przeżywać takie momenty. Zawsze w środku wiercą się złe myśli, ciągnie w dół... Przy naszym świątecznym stole gości w tym roku wiele napięć, co niekoniecznie dobrze odbija się na atmosferze panującej w domu. Nie przeszkadza mi to jednak cieszyć się innymi cudami, które dzieją się obok na moich oczach.
W tym momencie chciałabym bardzo podziękować za Waszą obecność. Ostatni czas był dla mnie bardzo ciężki, także w życiu prywatnym, a mimo to odnalazłam się w tym dziwnym chaosie. Udało mi się poprowadzić kilka świetnych warsztatów i poznać fantastycznych ludzi. Dostałam też parę wyjątkowych maili. Na wszystkie skrzętnie odpisuję i cieszę się, że to, co robię, nie rozpływa się w powietrzu, ale odbija się szerszym echem. Może brzmi to trochę patetycznie, ale jestem naprawdę wzruszona.
Życzę Wam Wielkiej Radości w te Święta i pięknych wspomnień. Dbajcie o nie.
Angelika